Nadzwyczaj energetyzujący występ gościa specjalnego, RanestRane, znakomite występy bardzo różnych od siebie pozostałych zespołów, „muzyka – pasja – atmosfera – przyjaźń”, o tym wszystkim przeczytacie w niniejszej relacji z 15. Festiwalu Rocka Progresywnego im. Tomasza Beksińskiego, który odbył się 3 lipca w Gniewkowie na Orliku przy Toruńskiej 40.
Zacznę od tego miejsca. Zupełnie niestandardowe. Boisko sportowe jako miejsce festiwalu? To niebywałe, a jednak wydarzyło się. Okazało się, że to wcale nie takie złe miejsce – a wygodne, bezpieczne i w sumie całkiem przyjemne. Jak wiadomo, Park Wolności jest w remoncie i jubileuszowy festiwal musiał znaleźć swoje inne miejsce. Orlik okazał się wystarczający. Jako organizatorzy, wydrukowaliśmy ok. 400 wejściówek i zostało nam ich kilkanaście. To znaczy, że na Święcie Rocka Progresywnego w Gniewkowie przewinęło się ponad 300 osób, sympatyków, fanów, wieloletnich pasjonatów, twarze znane i stare, a także te zupełnie nowe.
Festiwal rozpoczął Crystal Lake z Torunia – zespół ten gościł już na innej edycji festiwalu i zagrał w Gniewkowie po latach ponownie. Pamiętam przede wszystkim „Tired Eyes”, jest to zupełnie niezapomniana dla mnie chwila. Występu zespołu dopełniał telebim, jaki znajdował się na scenie za występującym składem. Grafiki, zdjęcia, animacje, nie tylko pasowały do muzyki, ale również podkreślały jej wyraz, uwypuklały znaczenie i świetnie synchronizowały się z płynącym dźwiękiem.
W dalszej kolejności, na scenę wszedł warszawski skład – Pale Mannequin. Mój totalny faworyt tego dnia, poza oczywiście gościem specjalnym RanestRane, o którym na końcu. Zespół w składzie: Tomasz Izdebski (gitara, wokal), Grzegorz Mazur (gitara, wokal), Dariusz Goc (bas) i Jakub „Qba” Łukowski (perkusja) wydał właśnie drugą płytę, „Colours of Continuity”, i to ją przede wszystkim promował. Absolutnie harmonijne, piękne i zapadające w pamięć wokale Izdebskiego i Mazura zaczarowały nie tylko mnie, bo także i całą publiczność, która za występ podziękowała Pale Mannequin owacjami na stojąco.
Następnym zespołem był ProAge, już nie z Będzina, bo zmienili lokalizację, a – jeśli dobrze pamiętam – z Dąbrowy Górniczej. Wokalista śpiewał po polsku, co było dość niezwykłe jak na ten dzień (wcześniej wszyscy prezentowali teksty po angielsku). Trzeba przyznać, że wokalista pokazał interesującą, przyciągającą wzrok, ciekawę – charyzmę. Tańczył, śpiewał, poruszał się po scenie jak prawdziwa ryba w wodzie. Wyjątkowy polski akcent na tym festiwalu (choć większość muzycznych gości była właśnie z Polski) miło zapisał mi się we wspomnieniach z tej – piętnastej już – edycji.
Przechodzimy do kolejnego headlinera, a był nim zespół Anamor z Płocka. Specyficzna muzyka, jak właściwie cały rock progresywny. Spokojna, melancholijna, okraszona sentymentalnymi i wzruszającymi tekstami o tęsknocie, miłości czy samotności muzyka, mnie akurat nieszczególnie przypadła do gustu. Ciekawym akcentem było to, że zespół zapragnął na koniec zrobić sobie zdjęcie z publicznością tak, jak robią to „wielkie, rockowe zespoły”. Światła padły na publikę. Zespół zapozował, zszedł ze sceny, zapowiadając gwiazdę, na którą większość czekała – RanestRane.
Włosi okazali się bardzo temperamentni, to przede wszystkim! Stereotypy, które krążą o Włochach, okazały się jak najbardziej bliskie prawdy. Zespół pokazał niesamowitą energię na scenie, zaraził nią całą publiczność – w większości swoich oddanych fanów. RanestRane rozpoczęli swój występ mieszanką coverów, by później odegrać słynną rock operę „The Wall” brytyjskiego Pink Floyd. Było to zjawiskowe widowisko. Telebim, a na nim video w reżyserii Alana Parkera, perfekcyjnie zgrywał się z muzyką, mieszał z nią i oddawał niesamowitą atmosferę. Szczerze? Klasa sama w sobie, trzeba to przyznać. 15. Jubileuszowy Festiwal Rocka Progresywnego, uwieńczony występem Włochów z RanestRane, okazał się nie tylko wiśnią na torcie, ale w istocie całym, pysznym tortem – jaki fani, wielbiciele takiej muzyki, „zjedli” ze smakiem. Pozostaną fantastyczne wspomnienia.
Podczas festiwalu, SIN „Progres” wręczył Nagrodę im. Roberta „Ro-Ro” Roszaka dla Polskiego Wykonawcy za Najlepsze Wydawnictwo Fonograficzne z gatunku Rocka Progresywnego w 2020 roku. Powędrowała ona do Macieja Mellera za wydawnictwo „Zenith”. Na wydarzeniu obecna była rekordowa liczba stoisk fonograficznych, loteria cegiełkowo-fantowa z nagrodami, ponadto działała strefa gastronomiczna i polewano piwo. Ale wiecie co? Najlepsze jest to, że ten festiwal to przede wszystkim ludzie – oddani idei, fani muzyki progresywnej, stali bywalcy tego cyklicznego wydarzenia, jak i ci, którzy być może odwiedzili Gniewkowo pierwszy raz. „Muzyka” – oczywiście była, i to wysokiego kalibru. „Pasja” – absolutnie również. „Atmosfera” – od początku do końca! A „przyjaźń” – tak, też ją również było widać: ludzie spotykali się, śmiali, rozmawiali, przytulali.
Jako przedstawicielka organizatora, mogę wydawać się nieobiektywna. Ale zapewniam – nic z tych rzeczy. Festiwal był czarujący i odczułam to nie tylko ja, a pewnie wszyscy na nim zgromadzeni. Dziękuję w imieniu MGOKSiR współorganizatorowi, SIN „Progres”, za udaną współpracę, także Urzędowi Miejskiemu w Gniewkowie za nieocenioną pomoc organizacyjną, a także Burmistrzowi Gniewkowa, Adamowi Straszyńskiemu, za to, że elegancko przywitał gości, jak i w trakcie festiwalu zapowiedział, że już Festiwalu Rocka Progresywnego w Gniewkowie „z rąk nie wypuścimy”. To oznacza jedno: kolejna edycja odbędzie się najpewniej właśnie u nas. Ciekawi mnie już teraz – gdzie? W jakiej scenerii? Kto zagra? Na te i wiele innych pytań odpowie czas.
Crystal Lake
Pale Mannequin
ProAge
Anamor
RanestRane
RanestRane
przemowa końcowa Burmistrza, Dyrektor MGOKSiR, prowadzący i p. Janusz, jeden z braci Bożko
RanestRane dziękuje i żegna się z publiką
Tekst: RN
Zdjęcia: RN